Historia rodziny Antoniego Brewki (wybudowanie)
W marcu 2011 roku odwiedziłam rodzinę pana Antoniego Brewki, która mieszka na wybudowaniu oddalonym od Radawnicy niespełna dwa kilometry. Dzisiaj, kiedy w każdym domu jest do dyspozycji przynajmniej jeden samochód, dotarcie do gospodarstwa nie stanowi żadnego problemu, ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu, w czasie śnieżnej i mroźnej zimy, pokonanie tej na pozór niewielkiej odległości stanowiło nielada wyzwanie. W okresie międzywojennym, a także w pierwszych latach po zakończeniu wojny, rodzina do Radawnicy wybierała się stosunkowo rzadko. Gospodarstwo było samowystarczalne, więc zakupy nie były potrzebne, a praca w gospodarstwie przy braku mechanizacji zajmowała niemalże cały dzień. Najczęściej wyprawa do Radawnicy była związana z niedzielną mszą świętą. Spotkanie z panem Antonim Brewką, jego żoną Danutą Gospodarstwo, którym od kilku lat kieruje już syn Piotr, zakupili od rodziny Banach, dziadkowie pana Antoniego: Anastazja i Andrzej Szukaj. W chwili zakupu gospodarstwo było w stanie upadku, swoje lata światłości miało już za sobą. Jak wspomina pan Antoni, było to kiedyś największe i najbogatsze gospodarstwo na wybudowaniu. Dziadkowie kupując je, zobowiązali się do dożywotniej opieki nad matką poprzedniego właściciela. Do dzisiaj na wybudowaniu, tak jak przed laty, mieszkają trzy rodziny: Brewka, Radowscy, Brzezińscy, wszystkie spokrewnione ze sobą. Żona pana Antoniego – Danuta, pochodzi z rodziny Radowskich. Siostra matki pana Antoniego Brewki – Agata, poślubiła Adama Brzezińskiego. Jeszcze przed kilku laty rodziny mieszkające na wybudowaniu nazywano „Trzej Królowie”, a poprzedni proboszczowie, planowali zawsze 6 stycznia ,w święto Trzech Króli, kolędę właśnie u tych rodzin. Szkoda, że ta tradycja poszła w zapomnienie. Wczesne lata dzieciństwa pana Antoniego Brewki to okres II wojny światowej, obrazy z tamtych dni głęboko wryły się w jego pamięć i jeszcze dziś potrafi je odtworzyć ze wszystkimi szczegółami. Był mroźny styczeń 1945 roku, do Radawnicy wkroczyli Rosjanie, zajechali na teren gospodarstwa na małych koniach, byli to najprawdopodobniej Kozacy. Za nimi wjechały samochody wojskowe i artyleria. Te wydarzenia rodzina z niepokojem oglądała przez okno. Ojciec, leżał chory w oddzielnym pokoju. Na początku wojny, w szpitalu polowym, przeszedł operację wyrostka robaczkowego, nieuważny lekarz pozostawił w jego brzuchu narzędzie chirurgiczne, najprawdopodobniej były to małe nożyczki. Ojciec nigdy nie wrócił do zdrowia, zmarł 1 kwietnia 1949 roku, pan Antoni miał wówczas dziewięć lat. Matka z małymi dziećmi obserwowała ruchy rosyjskich żołnierzy, którzy rozglądali się po gospodarstwie i jego najbliższym otoczeniu, szukając najdogodniejszego miejsca na ustawienie dział. Pana Antoniego, wówczas małego chłopca, najbardziej zadziwiły charakterystyczne czapki żołnierzy, czarne, uszyte z baraniej skóry z gwiazdą na czole. Nagle w otoczeniu żołnierzy, do domu wszedł młody, wysoki , rosyjski kapitan i powiedział: „Wyprowadzić Germańców”. Matka, otoczona piątką małych dzieci zapytała: „A gdzie my pójdziemy, jesteśmy Polakami?”. Kapitan odpowiedział: „Tu nie ma Polaków, tu Germany” i jego wzrok przykuł leżący na stoliku przy łóżku modlitewnik. Pan Antoni do dziś pamięta jego pięknie zdobioną oprawę. Kapitan zaczął przeglądać modlitewnik, po odwróceniu kolejnej kartki, nieco zdezorientowany zapytał: „To wy tu Polacy na niemieckiej ziemi ”. Pozwolił pozostać rodzinie, wraz z chorym ojcem w jednym pokoju. Pozostałe pomieszczenia: dwa pokoje i kuchnię zajęli rosyjscy żołnierze. Dowództwo: kapitan i major ulokowali się w pobliskim gospodarstwie Radowskich . Zaraz za wojskiem rosyjskim, w kierunku Grudnej podążały oddziały polskiego wojska. Konny patrol, był to najprawdopodobniej wojskowy wywiad, zwany przez miejscową ludność „szpicą”, zajechał do gospodarstwa państwa Brewków, aby zaopatrzyć się w zboże dla koni. Pan Antoni dokładnie zapamiętał słowa młodego polskiego dowódcy skierowane do jego matki: „Matko, jak przeżyjem, to wrócim, jak przeżyjem, to na pewno wrócim” - nigdy nie wrócili. Zajęcie gospodarstwa przez żołnierzy rosyjskich, mimo pewnych uciążliwości, miało i swoje dobre strony. Rodzina mogła korzystać z posiłków wojskowej kuchni, otrzymywali również chleb, mieli go na tyle dużo, że mogli dzielić się z sąsiadami. Po wojnie mama pana Antoniego próbowała, na prośbę dzieci, ugotować wojskowy kapuśniak, ale pomimo jej starań nigdy nie smakował, jak ten z wojskowego kotła. Któregoś dnia do domu wszedł bardzo zdenerwowany major i zapytał, czy zniszczone w szopie ule, to dzieło jego żołnierzy. Matka zaprzeczyła, tak samo uczyniła, gdy to samo pytanie zadał jej kapitan, który również próbował ustalić sprawców dokonanego zniszczenia. Swoją postawą matka zaskarbiła sobie przychylność rosyjskich żołnierzy. Następnego dnia rano, w tajemnicy przed dowództwem, otrzymała od kucharza słoik miodu, wręczając go powiedział tylko: „To dla dzieci”. Ule, jak opisuje pan Antoni wyglądały zupełnie inaczej niż te, które możemy zobaczyć dzisiaj w pasiekach. Wykonane były ze splecionej Rosyjscy żołnierze ustawili wojskową kuchnię z kominem tak blisko domu, że rodzina bała się wzniecenia pożaru. Zagrożenie było poważne, ponieważ dom był kryty strzechą, każda iskra mogła być zarzewiem pożaru. Na czas najgorszych walk, Rosjanie ulokowali rodzinę w piwnicy gospodarstwa Motaka (dziś zostały tam tylko ślady zabudowań, przed wojną mieszkał tam Niemiec o nazwisku Grot). Był to jeden z nielicznych podpiwniczonych domów w okolicy. Rosjanie zaopatrzyli rodzinę w żywność i kazali schronić się pod ścianą, by uniknąć przypadkowych kul. W takich warunkach spędzili, pełne niepokoju, dwa dni Po którejś z inspekcji dowódców wojsk rosyjskich, rodzina musiała opuścić swoje gospodarstwo. Jak przekazał kapitan, dowódcy uważali, że cywile nie mogą przebywać wśród żołnierzy. Rodzina Radowskich i Brewków miała zostać przetransportowana do Świętej, gdzie mieli zostać otoczeni opieką polskiego wojska. Przed wyjazdem żołnierze rosyjscy zaprowiantowali rodzinę. Biorąc pod uwagę, że był to czas wojny, to co dostali na drogę, to prawdziwe smakołyki: szynka, czekolady, chleb, tłuszcz. Początkowo pobyt w Świętej nie był zbyt dogodny, polscy żołnierze, nie potrafili zrozumieć, że na niemieckich ziemiach, które zdobywają, mieszkają Polacy. Pobyt rozpoczął się od zarekwirowania całego prowiantu, który otrzymali od rosyjskich żołnierzy. Matka pana Antoniego Nadszedł koniec wojny. Do domów wracali ojcowie i synowie, Pan Antoni będąc małym chłopcem miał marzenie, aby mieć własnego bociana, móc się nim opiekować, wiedziała o tym cała rodzina. Siostra pana Antoniego -Teresa, wspomniała kiedyś o tym miejscowemu księdzu, u którego pracowała jako gospodyni. Ksiądz chcąc pomóc w realizacji, zadawałoby się niemożliwego do spełnienia marzenia, przystawił do słupa, na którym było bocianie gniazdo drabinę, po której pozwolił małemu Antkowi wejść i zabrać jedno, z czterech świeżo wyklutych bocianich piskląt. W czasie, kiedy mały Antoni, z pisklęciem pod pachą schodził z drabiny, do gniazda podfrunęla para bocianich rodziców. Ksiądz tylko uprzedził, żeby przyśpieszył schodzenie bo mogą go zaatakować, to tylko zwiększyło emocje, już i tak podekscytowanego chłopca. Bardzo szczęśliwy z małym bocianim pisklęciem udał się do domu. Bardzo dbał Jako młody mężczyzna pan Brewka, aby urozmaicić długie zimowe wieczory, chodził do Radawnicy grać w karty. Najczęściej „na kartach” spotykali się u Pawła Masla* lub u pań Szopieraj**. Któregoś wieczoru, po zakończonej grze, pana Antoniego odprowadzał ksiądz Skupień. Szli w kierunku wybudowania rozmawiając. W pewnym momencie ksiądz wypowiedział słowa, które pan Brewka zapamiętał do dziś: „Antek, pamiętaj, wiara katolicka, czy byś chciał, czy byś nie chciał, musi mieć wroga. Wiara katolicka musi być prześladowana, inaczej zginie.” Słowa księdza Skupienia pan Antoni często analizował, w kontekście burzliwych wydarzeń jakie miały miejsce w naszym kraju w ciągu następnych lat. Pan Antoni pamięta, że w pierwszych latach po wojnie, w okresie kiedy chodził do szkoły, aby zająć sobie w kościele miejsce siedzące, wychodził godzinę przed rozpoczęciem mszy. Zdarzało się, że czekał na otwarcie drzwi kościoła, wtedy zasiadał w pierwszej ławce i z niecierpliwością czekał na kolegów. Kościół był w tym okresie tak pełen wiernych, i żeby zapewnić sobie miejsce siedzące trzeba było przyjść odpowiednio wcześnie. Ten obraz bardzo kontrastuje Któregoś wiosennego dnia 1947 roku w trakcie przygotowywania dzieci do sakramentu I Komunii Świętej, niespodziewanie do księdza podeszła gospodyni Rodziny Brewków i Brzezińskich nigdy nie przyswoiły sobie radwanickiej gwary. Dziadkowie Antoniego Brewki – Anastazja i Andrzej, przybyli do Radawnicy z terenów polskich. Sspokrewnione rodziny nigdy nie wprowadziły do swojego słownictwa gwarowych słów, powszechnie używanych w Radawnicy. Gwarą posługiwała się rodzina Radowskich. Pani Danuta, jeszcze dziś wspomina Dwa lata temu w gospodarstwie państwa Brewków wybuchł pożar. Susza Oglądając rodzinny album, przeglądając jego kolejne strony, spoglądałam na bardzo stare fotografie, na niektórych z nich rodzina nie potrafi już nikogo rozpoznać, ale trudno się dziwić mają one przeszło dziewięćdziesiąt lat.
Wspomnień wysłuchała: Małgorzata Wojtkiewicz
* Paweł Masel – szewc , który mieszkał przy ulicy Młyńskiej w domu, w którym obecnie mieszka pani Regina Buława. ** Szopieraj , matka i córka, mieszkały przy ulicy Kościelnej, dziś mieszka tu rodzina Łucjana Klucka.
Drzewo genealogiczne rodziny Brewka
Anastazja i Andrzej Szukaj
Agnieszka ur.1900r. (Agata, Alfons, Andrzej, Antoni) Antoni Brewka ur. 1901r. zm. 01.04.1949r.
Antoni ur.1939r. (Lidia, Waleria, Teresa, Dorota) Danuta zd. Radowska ur.1958r
Piotr ur. 1987r. Anna ur. 1986r.
Rodzice Antoniego Brewki: Agnieszka zd. Szukaj i jej mąż Antoni
Wnętrze kościoła św. Barbary w Radawnicy
Zdjęcie wykonane w szkole polskiej. Pieczątka na odwrocie fotografii. Mama pana Antoniego niesie tornister któremuś ze swoich dzieci, które przez nieuwagę zapomniało go zabrać do szkoły.
Rodzina w czasie prac żniwnych. Od lewej stoją Leonarda Radowska, Teresa Brewka, Lidia Brewka, Agnieszka Brewka.
Wesele Pelagii Herudaj i Jaochima Brewki (rodziców Antoniego Brewki zamieszkałego przy ulicy Młyńskiej). Przy pannie młodej siedzą rodzice Antoniego. Zdjęcie wykonane przy domu panny młodej. Dom został zburzony zachował się tylko jego fragment. Dziś zamieszkuje tu rodzina Wandy i Benedykta Łabędź.
Na zdjęciu nie rozpoznano żadnej z osób, zdjęcie wykonane najprawdopodobniej na tle budynku, który należy dziś do rodziny Kotlarek. Dwie dziewczynki obok panny mlodej Agata i Agnieszka Szukaj, z tyłu, za dziewczynkami siedzą Anastazja i Andrzej Szukaj. Zdjęcie wykonane najprawdopodobniej przed domem rodziny Szukaj, obecnie gospodarstwo Antoniego Brewki na wybudowaniu..
Na zdjęciu od lewej stoją pani Romlewska, obok Agnieszka Brewka, Antoni Brewka ur. 1901r., Florian Brewka (brat Antoniego), Józef Brewka (brat Antoniego), Joachim Brewka (brat Antoniego). Para młoda nierozpoznana. Obok pary młodej siedzą rodzice Antoniego Brewki ur. 1901r. Pani Romlewska była krawcową, mówiono o niej, że jak przyszyła guzik, najlepiej było go od razu przyszyć jeszcze raz, aby nie zgubić. Mieszkała w małym domku przy kościele św. Barbary, dzisiaj w tym miejscu znajduje się parking. Panie Aniela Szopieraj i jej córka Gertruda Wieprzek. Obie panie przez szereg lat pracowały w szkole jako sprzątaczki. Same przygotowywały opał na zimę, piłą „moja – twoja” cięły wiele metrów drewna. Paliły w piecach, sprzątały pomieszczenia lekcyjne. Zdarzało się, że zdenerwowany ówczesny kierownik szkoły pan Seweryn Piątek, gdy w klasach było chłodno, z łopatą w ręku potrafił gonić je wokół szkoły. Pani Gertruda Wieprzek wyszła za mąż w pierwszych dniach wojny. Następnego dnia po ślubie jej mąż wyjechał na front i zginął. Zdjęcie z rodzinnego albumu. Od lewej siostra Teresa, obok niej mama pana Antoniego – Agnieszka Brewka.
Pierwszy dzień w szkole i rogi pełne słodyczy. Zdjęcie wykonane najprawdopodobniej w 1935r. Od lewej stoją: Joachim Brzeziński ur.1928r (wybudowanie), Teresa Brewka (wybudowanie), Anna Tesmer, Izabella Herudaj (siostra Bolesława Herudaj)
Prace żniwne w gospodarstwie. Od lewej: Leonarda Radowska, Teresa Brewka, znajoma państwa Brewka zamieszkała w Niemczech, Lidia Brewka. Prace żniwne w gospodarstwie. Od lewej: Leonarda Radowska, Teresa Brewka, Lidia Brewka, Agnieszka Brewka. Z tyłu zdjęcia zachowała się ręcznie zapisana data: kwiecień 1944r. Na wozie siedzą Agnieszka i Antoni Brewka oraz myśliwy z Niemiec.
Z tyłu zdjęcia zachowała się ręcznie zapisana data: kwiecień 1944r. Ojciec i i gość z Niemiec po udanym polowaniu. W budynku byłej poczty w Radawnicy. Obecnie własność rodziny Teresy i Ryszarda Kujawskich, mieszkał Niemiec o nazwisku Szmid, trudnił się układaniem psów myśliwskich. Miał bardzo liczną rodzinę, co było mile widziane przez władze Niemieckie prowadzące na tym terenie kolonizację. Gdy na świat przyszło jedenaste dziecko, zaprosił na chrzciny Geringa. Gering co prawda nie przyjechał, ale dziecko otrzymało podobno wartościowy prezent
|